sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 13 - Quidditch, książki i krew, czyli niecodzienny dzień z życia Krukona

*Listopad . Perspektywa Simona *
Minął październik, a nadszedł listopad- czyli sezon Quidditcha. Podczas tego czasu odbyły się cztery spotkania GD. 
- Simon, Simon!- usłyszałem wołanie.
Proszę, aby to nie była ona, może to być nawet Arachne byle nie ona ..
- O tutaj jesteś, szukałam Cię wszędzie- powiedziała Lavender swoim słodkim głosem.  Czyli jednak ona .
- Masz mnie. Znalazłaś, więc..
- Poszedłbyś ze mną na mecz quidditcha?
- Przykro mi, ale nie mogę, jestem zajęty.
- A co będziesz robił? - przyglądała się mi z zaciekawieniem.
- Sądzę, że nie powinno to Cię interesować. Ale dzięki za zaproszenie . - powiedziałem, rzucając jej przepraszające spojrzenie i odszedłem.
Poszedłem na śniadanie do Wielkiej Sali, usiadłem pomiędzy Ryanem a Evanem, moimi znajomymi z dormitorium. Nie działo się nic ciekawego, aż do czasu. . Wszystkie oczy zwróciły się w stronę stołu Puchonów, bo właśnie tam mojej siostrze leciała krew z nosa, najpierw małe ilości krwi, a potem zaczęły się lać jej strumienie . Wstając od stołu, podbiegłem do Eloise, złapałem ją za rękę i ciągnęłem ją w stronę wyjścia. Profesorowie biegli w naszą stronę, ale dałem im znak ręką, że dam sobie radę. Każdy patrzył się na tą niecodzienną sytuację ze zdumieniem.
- KTOKOLWIEK TO ZROBIŁ, POMAMIĘTA MNIE I SIMONA! - krzyknęła Arachne ze złowrogą miną.
- A NAS RAZEM Z NIMI- dodał Noel i reszta osób, pośród nich byli Rubi,  Jenny, Harry, Ron,  Hermiona i Aaron. Ślizgoni patrzyli na te sytuację z głupimi uśmiechami.
Właśnie ta grupa osób szła za nami, aż do skrzydła szpitalnego, Madame Pomfrey patrzyła z przerażeniem na Eloise, która była blada jak ściana. Kazała nam wyjść i czekać, bo tylko to nam pozostało.
- Wiem, że to taki dziwnym moment i szczerze was za to przepraszam Arachne i Simonie, ale skoro tutaj są osoby z GD  to wiecie , dostaniecie je wcześniej . Chciałam wam przekazać monety na których będzie się aktualizowała data spotkania. Rzucone jest na nie zaklęcie Proteusza, kiedy będzie spotkanie, poczujecie ciężar monety w kieszeni. Podała nam wszystkim fałszywe galeony, które  wszyscy pochowali do kieszeni.
- Dziękujemy Hermiono. - powiedziałem, próbując mieć uśmiech na twarzy, ale jakoś mi nie wyszło. Reszta również przyłączyła się podziękowań. Hermiona machnęła ręką, co oznaczało nie ma za co.
- A kiedy następne? - zapytała Jenny.
- Poczujecie na galeonie- odpowiedział za Hermionę Harry.
Czekaliśmy w milczeniu, zapomniałem o pewnej ważnej rzeczy.
- Arachne, zapomnieliśmy, wysłać list do taty . Trzeba go powiadomić. - odezwałem się.
- To ja pójdę napisać list i wysłać go Silasem, a ty tu siedź i czekaj. - rozkazała czarnowłosa i pobiegła, a za nią  Aaron.
Po 20 minutach wrócili . Arachne oświadczyła, że wysłała list i wystarczy czekać na odpowiedź. Około 12 zawitał do Hogwartu nasz tata, skoro list został wysłany koło godziny 10 , to miał tylko dwie godziny na dotarcie tutaj.
- Tato.. - zaczęła Arachne
- Witajcie. - przywitał się z każdym.
A wy wszyscy tutaj? Dziękuję za troskę, ale niektórzy mogę już iść jeśli chcą. Podszedł do  nas  i przytulił.
- Dziękujemy, ale zostaniemy. - powiedział Noel. Charlie, nie przejmując się odpowiedzią, otworzył drzwi. Eloise leżała na łóżku, patrzyła się w sufit, podeszliśmy do niej.
- Witaj, córeczko . - tata pochylił się i pocałował ją w czoło. Jak się czujesz?
- Bywało gorzej.  Pani Pomfrey, powstrzymała krwotok, jakimś silnym zaklęciem. A wy czemu nie na meczu?
- Ty jesteś ważniejsza od meczu, jesteśmy  twoimi przyjaciółmi więc zostajemy.-stwierdził Noel. Wiesz już kto to zrobił?
- Podejrzewam pewną osobę , ale nie chcę nikogo niesłusznie oskarżać.
- Eloise powiesz wreszcie o kogo chodzi? - zapytałem.  Tata poszedł porozmawiać z Madame Pomfrey.
- To było rok temu.. Zachariasz zaczął mnie adorować, ale ja go odtrącałam i .. myślę, że to przez to się teraz na mnie mści. - wyjąkała. A teraz już sio na mecz. - uśmiechnęła się.
- Ale ... - zaczął Harry.
- Madame Pomfrey, powiedziała, że wyjdziesz dopiero wieczorem.
- Wieczorem, dlaczego wtedy? - zapytała Rubi.
- Eloise musi zostać jeszcze na obserwacji. - powiadomił Charlie .
Eloise nas wygoniła, więc każdy rozszedł się w swoje strony, ja wracałem właśnie do dormitorium . W pokoju wspólnym spotkałem Ryana i Evana.
- Siema,  a wy czemu nie na meczu? -zapytałem.
- Czekaliśmy na innych ..- zaczął Evan.
- Ale sobie poszli. - dokończył Ryan. Więc, zostałeś tylko ty. Idziemy?
- Poczekajcie, muszę coś wziąć z dormitorium. -pobiegłem, wyciągając z kufra żelki i książkę, którą schowałem ją do bluzy.
- Możemy już iść-oświadczyłem
Po chwili, gdy stadion się zbliżał, ja odczywałem chęć ucieczki, niezbyt lubię quidditcha. Więc dlaczego poszedłem na mecz? Wciąż pozostanie to dla mnie zagadką . Gdy chłopaki szli, ja zostałem w tyle, próbując sposobu ucieczki, ale się nie udało.
- Nie  z nami te żarty kolego. -powiedział Ryan. Z kieszeni wypadły mi żelki, co zauważyli chłopacy szybko je podniosłem i otworzyłem.
- Nie podzielisz się? - zapytał Ryan.
- Przykro mi, ale nie. - roześmiałem się.
- Będziesz SS . - powiedział Evan z udawanym oburzeniem.
- SS , czyli kim?
- Samolubnym Simonem,   albo jeśli zechcesz możesz zostać Super Simonem, tylko ..
- Tylko co?
- Podziel się żelkami. - Ryan zrobił błagającą minę.
- No dobra, wzieliście mnie na litość. Proszę- podałem im paczkę z żelkami.
- Dziękujemy, a co do wzięcia na litość od początku nam oto chodziło. - roześmiał się Evan.
- No to skoro już wszystko wyjaśnione, to idziemy znaleźć sobie miejsca.  - westchnął Ryan.
Szliśmy, wspinaliśmy się po schodach, a wreszcie dotarliśmy na trybuny Ravenclawu.
Ryan usiadł obok Nellie-swojej dziewczyny, Evan zaraz obok Jenny, a ja obok niego.
- Długo wam zajęło dotarcie tutaj . Zgubiliście się czy pomyliliście drogi? - zapytała Jenny .
- Mieliśmy małe problemy, ale jak widać dotarliśmy. Tęskniłaś? - wyjaśnił Evan.
- Bardzo. - mruknęła sarkastycznie.
Zastanawiałam się, gdzie jesteście. Nie zawiedliście mnie .
- Punktualność to nasze drugie imię. - powiedzieliśmy we dwoje.
- Tak, a myślałam, że twoje drugie imię Evanie to Henry, a twoje Simon to Nico.
- Przestań Jen.
- Co Luna ma na głowie? - zapytałem, zmieniając temat.
- A co widzisz? - odpowiedział Evan.
-  No lwa.
- No to ona ma na głowie lwa, czyli  kibicuje Gryfonom tak samo jak ja, a ty komu?
- Sam nie wiem.
- Możecie się zamknąć, mecz się zaczyna. - uciszyła nas Jenny.
- Jen, jak zwykle miła.
- Dla ciebie zawsze Evan.
Z szatni wyszli Gryfoni i Ślizgoni. Kapitanowie  Angelina Johnson z Gryffindoru i Montague ze Slytherinu uścisnęli sobie niechętnie dłonie.
- Na miotły ... -   powiedziała pani Hooch i w tym momencie wetknęła gwizdek w usta i zagwizdała. Uwolniono piłki i czternastu graczy wzbiło się w powietrze. Ron poleciał do pętli bramkowych, a szukający rozglądali się za złotym zniczem.
- Teraz kafla ma Johnson, tak, Johnson, cóż za gracz z tej dziewczyny, powtarzam to od lat, ale ona wciąż nie chce ze mną chodzić...
- JORDAN- chociaż trybuny Krukonów są bardzo oddalone od trybunów komentatora i nauczycieli, można było usłyszeć krzyk profesor McGonagall. Trybuny rozbrzmiewały  od śmiechu.
-  To fakt, pani profesor, staram się ubarwić relację.. teraz minęła Warringtona, ograła Montague'a ... oj! ... Crabbe trafił ją z tyłu tłuczkiem...  - na naszych ustach pojawił się zniesmaczony uśmiech,  wyobrażając sobie  jej ból.  Montague przejmuje kafla- Lee komentował dalej. Montague nabiera wysokości iiii... tak, to George Weasley odbił celnie tłuczka, który trafił Montague ' a ... Montague wypuszcza kafla, chwyta go Katie Bell z Gryffindoru podaje Alicji Spinnet, a ona już z nim ucieka. Głos Jordana można było słychać po stadionie, ale tłum wył, gwizdał, śpiewał, że ledwie coś usłyszeliśmy.
- ... ogrywa Warrintgtona, wspaniały unik przed tłuczkiem... zaledwie o włos, Alicjo ... widzowie to uwielbiają ... tylko ich posłuchajcie... zaraz, co oni śpiewają?
Sektor Ślizgonów zaczął śpiewać, oczywiście Arachne i Aaron nie śpiewali, ale treść pieśni nam się nie spodobała:
Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez,
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszym królem jest !
Weasleya ród ze śmietnika,
I tam jest jego kres,
Przed kaflem zawsze umyka,
On naszym królem jest!
Z sektorów Puchonów, Gryfonów i Krukonów i dwójki Ślizgonów  rozległy się sprzeciwy i gwizdy niechęci.
Minęła godzina, parę osób oberwało i kafel był odbierany z rąk do rąk, tłuczek latał to od jednej osoby do drugiej. Ron nie obronił strzału, po czym rozległ się bis pieśni, podczas, której zirytowana Arachne popchnęła pierwszoroczniaka obok niej siedzącego, który zapewne fałszował lub wkurzył ją swoim byciem.
Pół godziny później mecz się skończył , a Potter dostał tłuczkiem od Crabbe'a, ale złapał złotego znicza i wygrali Gryfoni .
Zabrali go do skrzydła szpitalnego. Inni poszli za Gryfonami, którzy go nieśli.  My wróciliśmy  sami ze stadionu ja, Jenny i Evan. Wyciągnąłem książkę z kieszeni kurtki i zacząłem ją czytać.  Gdy czytałem, poczułem,  że wysuwa mi się z ręki, chciałem ją złapać, ale była zapewne pod zaklęciem Wingardium Leviosa .
- Kto to zrobił? - zapytałem . Jenny schowała ręce za siebie, a Evan patrzył w niebo .
- Jenny? - blondyn wskazywał na nią palcem.
- Tak?
- Ty ją zabrałaś?
- No dobra, tak to ja . - opuściła głowę. Chciałam wiedzieć co czytasz?
- A nie mogłaś grzecznie zapytać?
- Nie..
- Chcecie usłyszeć pewne powiedzenie? - zapytał Evan.
- No ok, to powiedz. - powiedziałem
- Zabierz Krukonowi książkę, a on będzie zły. - powiedział  zielonooki blondyn z rozbawieniem.
- Akurat w tym przypadku, brzmi to troszkę inaczej. Zabierz Simonowi książkę, a on będzie zły. - poprawiła go Jenny. - zaśmiali się razem.
- Właściwie to całkiem zabawne, ale zabrałaś mi książkę. Jestem, zły . Proszę oddaj mi książkę. - podsumowałem, wyciągając rękę po moją rzecz, którą trzymała Jenny.
- Proszę- powiedziała, oddając ją . A chcesz spojler?
- Nie , nie chcę.
- A to ci powiem ,Leroy umrze.
- Nie, przecież to moja ulubiona postać. Jen jesteś wredna.
- Chciałam, żebyś się na to przygotował. - wzruszyła ramionami.
Doszliśmy do kołatki w milczeniu.
Zapukałem kołatką, a ona zadała pytanie.
- Zniknie, gdy powie się jej nazwę?
- Cisza. - odpowiedziałem. Drzwi roztąpiły się i ukazały w całości pokój wspólny. Siedzieliśmy aż do dziesiątej, czytając książki i odrabiając lekcje. Pożegnaliśmy się  Jenny poszła do dormitorium dziewczyn, a my z Evanem skierowaliśmy w stronę dormitorium chłopców. Kładąc głowę na poduszkę od razu zasnąłem.
************
Witam , rozdział tak trochę krukoński :). Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam. :)
Queen OF Fog

2 komentarze:

  1. Podoba mi się pomysł z pisaniem z różnej perspektywy. Fajnie Ci wyszło! Pozdrawiam i życzę weny !
    Daria! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ci wychodzą te rozdziały. Fajne jest to że piszesz z perspektywy innego domu niż jak część blogów z gryffindor'u a także nie zapominasz o innych domach, próbujesz w każdym pokazać coś dobrego. Mam nadzieje że niedługo pojawi się następny. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Theme by Lydia | Land of Grafic