sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 13 - Quidditch, książki i krew, czyli niecodzienny dzień z życia Krukona

*Listopad . Perspektywa Simona *
Minął październik, a nadszedł listopad- czyli sezon Quidditcha. Podczas tego czasu odbyły się cztery spotkania GD. 
- Simon, Simon!- usłyszałem wołanie.
Proszę, aby to nie była ona, może to być nawet Arachne byle nie ona ..
- O tutaj jesteś, szukałam Cię wszędzie- powiedziała Lavender swoim słodkim głosem.  Czyli jednak ona .
- Masz mnie. Znalazłaś, więc..
- Poszedłbyś ze mną na mecz quidditcha?
- Przykro mi, ale nie mogę, jestem zajęty.
- A co będziesz robił? - przyglądała się mi z zaciekawieniem.
- Sądzę, że nie powinno to Cię interesować. Ale dzięki za zaproszenie . - powiedziałem, rzucając jej przepraszające spojrzenie i odszedłem.
Poszedłem na śniadanie do Wielkiej Sali, usiadłem pomiędzy Ryanem a Evanem, moimi znajomymi z dormitorium. Nie działo się nic ciekawego, aż do czasu. . Wszystkie oczy zwróciły się w stronę stołu Puchonów, bo właśnie tam mojej siostrze leciała krew z nosa, najpierw małe ilości krwi, a potem zaczęły się lać jej strumienie . Wstając od stołu, podbiegłem do Eloise, złapałem ją za rękę i ciągnęłem ją w stronę wyjścia. Profesorowie biegli w naszą stronę, ale dałem im znak ręką, że dam sobie radę. Każdy patrzył się na tą niecodzienną sytuację ze zdumieniem.
- KTOKOLWIEK TO ZROBIŁ, POMAMIĘTA MNIE I SIMONA! - krzyknęła Arachne ze złowrogą miną.
- A NAS RAZEM Z NIMI- dodał Noel i reszta osób, pośród nich byli Rubi,  Jenny, Harry, Ron,  Hermiona i Aaron. Ślizgoni patrzyli na te sytuację z głupimi uśmiechami.
Właśnie ta grupa osób szła za nami, aż do skrzydła szpitalnego, Madame Pomfrey patrzyła z przerażeniem na Eloise, która była blada jak ściana. Kazała nam wyjść i czekać, bo tylko to nam pozostało.
- Wiem, że to taki dziwnym moment i szczerze was za to przepraszam Arachne i Simonie, ale skoro tutaj są osoby z GD  to wiecie , dostaniecie je wcześniej . Chciałam wam przekazać monety na których będzie się aktualizowała data spotkania. Rzucone jest na nie zaklęcie Proteusza, kiedy będzie spotkanie, poczujecie ciężar monety w kieszeni. Podała nam wszystkim fałszywe galeony, które  wszyscy pochowali do kieszeni.
- Dziękujemy Hermiono. - powiedziałem, próbując mieć uśmiech na twarzy, ale jakoś mi nie wyszło. Reszta również przyłączyła się podziękowań. Hermiona machnęła ręką, co oznaczało nie ma za co.
- A kiedy następne? - zapytała Jenny.
- Poczujecie na galeonie- odpowiedział za Hermionę Harry.
Czekaliśmy w milczeniu, zapomniałem o pewnej ważnej rzeczy.
- Arachne, zapomnieliśmy, wysłać list do taty . Trzeba go powiadomić. - odezwałem się.
- To ja pójdę napisać list i wysłać go Silasem, a ty tu siedź i czekaj. - rozkazała czarnowłosa i pobiegła, a za nią  Aaron.
Po 20 minutach wrócili . Arachne oświadczyła, że wysłała list i wystarczy czekać na odpowiedź. Około 12 zawitał do Hogwartu nasz tata, skoro list został wysłany koło godziny 10 , to miał tylko dwie godziny na dotarcie tutaj.
- Tato.. - zaczęła Arachne
- Witajcie. - przywitał się z każdym.
A wy wszyscy tutaj? Dziękuję za troskę, ale niektórzy mogę już iść jeśli chcą. Podszedł do  nas  i przytulił.
- Dziękujemy, ale zostaniemy. - powiedział Noel. Charlie, nie przejmując się odpowiedzią, otworzył drzwi. Eloise leżała na łóżku, patrzyła się w sufit, podeszliśmy do niej.
- Witaj, córeczko . - tata pochylił się i pocałował ją w czoło. Jak się czujesz?
- Bywało gorzej.  Pani Pomfrey, powstrzymała krwotok, jakimś silnym zaklęciem. A wy czemu nie na meczu?
- Ty jesteś ważniejsza od meczu, jesteśmy  twoimi przyjaciółmi więc zostajemy.-stwierdził Noel. Wiesz już kto to zrobił?
- Podejrzewam pewną osobę , ale nie chcę nikogo niesłusznie oskarżać.
- Eloise powiesz wreszcie o kogo chodzi? - zapytałem.  Tata poszedł porozmawiać z Madame Pomfrey.
- To było rok temu.. Zachariasz zaczął mnie adorować, ale ja go odtrącałam i .. myślę, że to przez to się teraz na mnie mści. - wyjąkała. A teraz już sio na mecz. - uśmiechnęła się.
- Ale ... - zaczął Harry.
- Madame Pomfrey, powiedziała, że wyjdziesz dopiero wieczorem.
- Wieczorem, dlaczego wtedy? - zapytała Rubi.
- Eloise musi zostać jeszcze na obserwacji. - powiadomił Charlie .
Eloise nas wygoniła, więc każdy rozszedł się w swoje strony, ja wracałem właśnie do dormitorium . W pokoju wspólnym spotkałem Ryana i Evana.
- Siema,  a wy czemu nie na meczu? -zapytałem.
- Czekaliśmy na innych ..- zaczął Evan.
- Ale sobie poszli. - dokończył Ryan. Więc, zostałeś tylko ty. Idziemy?
- Poczekajcie, muszę coś wziąć z dormitorium. -pobiegłem, wyciągając z kufra żelki i książkę, którą schowałem ją do bluzy.
- Możemy już iść-oświadczyłem
Po chwili, gdy stadion się zbliżał, ja odczywałem chęć ucieczki, niezbyt lubię quidditcha. Więc dlaczego poszedłem na mecz? Wciąż pozostanie to dla mnie zagadką . Gdy chłopaki szli, ja zostałem w tyle, próbując sposobu ucieczki, ale się nie udało.
- Nie  z nami te żarty kolego. -powiedział Ryan. Z kieszeni wypadły mi żelki, co zauważyli chłopacy szybko je podniosłem i otworzyłem.
- Nie podzielisz się? - zapytał Ryan.
- Przykro mi, ale nie. - roześmiałem się.
- Będziesz SS . - powiedział Evan z udawanym oburzeniem.
- SS , czyli kim?
- Samolubnym Simonem,   albo jeśli zechcesz możesz zostać Super Simonem, tylko ..
- Tylko co?
- Podziel się żelkami. - Ryan zrobił błagającą minę.
- No dobra, wzieliście mnie na litość. Proszę- podałem im paczkę z żelkami.
- Dziękujemy, a co do wzięcia na litość od początku nam oto chodziło. - roześmiał się Evan.
- No to skoro już wszystko wyjaśnione, to idziemy znaleźć sobie miejsca.  - westchnął Ryan.
Szliśmy, wspinaliśmy się po schodach, a wreszcie dotarliśmy na trybuny Ravenclawu.
Ryan usiadł obok Nellie-swojej dziewczyny, Evan zaraz obok Jenny, a ja obok niego.
- Długo wam zajęło dotarcie tutaj . Zgubiliście się czy pomyliliście drogi? - zapytała Jenny .
- Mieliśmy małe problemy, ale jak widać dotarliśmy. Tęskniłaś? - wyjaśnił Evan.
- Bardzo. - mruknęła sarkastycznie.
Zastanawiałam się, gdzie jesteście. Nie zawiedliście mnie .
- Punktualność to nasze drugie imię. - powiedzieliśmy we dwoje.
- Tak, a myślałam, że twoje drugie imię Evanie to Henry, a twoje Simon to Nico.
- Przestań Jen.
- Co Luna ma na głowie? - zapytałem, zmieniając temat.
- A co widzisz? - odpowiedział Evan.
-  No lwa.
- No to ona ma na głowie lwa, czyli  kibicuje Gryfonom tak samo jak ja, a ty komu?
- Sam nie wiem.
- Możecie się zamknąć, mecz się zaczyna. - uciszyła nas Jenny.
- Jen, jak zwykle miła.
- Dla ciebie zawsze Evan.
Z szatni wyszli Gryfoni i Ślizgoni. Kapitanowie  Angelina Johnson z Gryffindoru i Montague ze Slytherinu uścisnęli sobie niechętnie dłonie.
- Na miotły ... -   powiedziała pani Hooch i w tym momencie wetknęła gwizdek w usta i zagwizdała. Uwolniono piłki i czternastu graczy wzbiło się w powietrze. Ron poleciał do pętli bramkowych, a szukający rozglądali się za złotym zniczem.
- Teraz kafla ma Johnson, tak, Johnson, cóż za gracz z tej dziewczyny, powtarzam to od lat, ale ona wciąż nie chce ze mną chodzić...
- JORDAN- chociaż trybuny Krukonów są bardzo oddalone od trybunów komentatora i nauczycieli, można było usłyszeć krzyk profesor McGonagall. Trybuny rozbrzmiewały  od śmiechu.
-  To fakt, pani profesor, staram się ubarwić relację.. teraz minęła Warringtona, ograła Montague'a ... oj! ... Crabbe trafił ją z tyłu tłuczkiem...  - na naszych ustach pojawił się zniesmaczony uśmiech,  wyobrażając sobie  jej ból.  Montague przejmuje kafla- Lee komentował dalej. Montague nabiera wysokości iiii... tak, to George Weasley odbił celnie tłuczka, który trafił Montague ' a ... Montague wypuszcza kafla, chwyta go Katie Bell z Gryffindoru podaje Alicji Spinnet, a ona już z nim ucieka. Głos Jordana można było słychać po stadionie, ale tłum wył, gwizdał, śpiewał, że ledwie coś usłyszeliśmy.
- ... ogrywa Warrintgtona, wspaniały unik przed tłuczkiem... zaledwie o włos, Alicjo ... widzowie to uwielbiają ... tylko ich posłuchajcie... zaraz, co oni śpiewają?
Sektor Ślizgonów zaczął śpiewać, oczywiście Arachne i Aaron nie śpiewali, ale treść pieśni nam się nie spodobała:
Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez,
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszym królem jest !
Weasleya ród ze śmietnika,
I tam jest jego kres,
Przed kaflem zawsze umyka,
On naszym królem jest!
Z sektorów Puchonów, Gryfonów i Krukonów i dwójki Ślizgonów  rozległy się sprzeciwy i gwizdy niechęci.
Minęła godzina, parę osób oberwało i kafel był odbierany z rąk do rąk, tłuczek latał to od jednej osoby do drugiej. Ron nie obronił strzału, po czym rozległ się bis pieśni, podczas, której zirytowana Arachne popchnęła pierwszoroczniaka obok niej siedzącego, który zapewne fałszował lub wkurzył ją swoim byciem.
Pół godziny później mecz się skończył , a Potter dostał tłuczkiem od Crabbe'a, ale złapał złotego znicza i wygrali Gryfoni .
Zabrali go do skrzydła szpitalnego. Inni poszli za Gryfonami, którzy go nieśli.  My wróciliśmy  sami ze stadionu ja, Jenny i Evan. Wyciągnąłem książkę z kieszeni kurtki i zacząłem ją czytać.  Gdy czytałem, poczułem,  że wysuwa mi się z ręki, chciałem ją złapać, ale była zapewne pod zaklęciem Wingardium Leviosa .
- Kto to zrobił? - zapytałem . Jenny schowała ręce za siebie, a Evan patrzył w niebo .
- Jenny? - blondyn wskazywał na nią palcem.
- Tak?
- Ty ją zabrałaś?
- No dobra, tak to ja . - opuściła głowę. Chciałam wiedzieć co czytasz?
- A nie mogłaś grzecznie zapytać?
- Nie..
- Chcecie usłyszeć pewne powiedzenie? - zapytał Evan.
- No ok, to powiedz. - powiedziałem
- Zabierz Krukonowi książkę, a on będzie zły. - powiedział  zielonooki blondyn z rozbawieniem.
- Akurat w tym przypadku, brzmi to troszkę inaczej. Zabierz Simonowi książkę, a on będzie zły. - poprawiła go Jenny. - zaśmiali się razem.
- Właściwie to całkiem zabawne, ale zabrałaś mi książkę. Jestem, zły . Proszę oddaj mi książkę. - podsumowałem, wyciągając rękę po moją rzecz, którą trzymała Jenny.
- Proszę- powiedziała, oddając ją . A chcesz spojler?
- Nie , nie chcę.
- A to ci powiem ,Leroy umrze.
- Nie, przecież to moja ulubiona postać. Jen jesteś wredna.
- Chciałam, żebyś się na to przygotował. - wzruszyła ramionami.
Doszliśmy do kołatki w milczeniu.
Zapukałem kołatką, a ona zadała pytanie.
- Zniknie, gdy powie się jej nazwę?
- Cisza. - odpowiedziałem. Drzwi roztąpiły się i ukazały w całości pokój wspólny. Siedzieliśmy aż do dziesiątej, czytając książki i odrabiając lekcje. Pożegnaliśmy się  Jenny poszła do dormitorium dziewczyn, a my z Evanem skierowaliśmy w stronę dormitorium chłopców. Kładąc głowę na poduszkę od razu zasnąłem.
************
Witam , rozdział tak trochę krukoński :). Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam. :)
Queen OF Fog

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 12 - Dekret i pierwsze spotkanie Gwardii Dumbledore ' a

Z dedykacją dla wszystkich moich czytelników i przyjaciół . * Sobota . Perspektywa Eloise.*
Wstając z łóżka, wciąż rozmyślałam o liście, który leżał na mojej szafce nocnej, w nocy czytałam go dwa razy . Ta osoba pisała, że niedługo się z nami spotka i się zobaczymy. Byłam przerażona, a jednocześnie podekscytowana. Nie rozmyślając już o liście,  ubrałam się i wyszłam z dormitorium. Miałam już wchodzić do Wielkiej Sali, lecz zastanowiło mnie zbiorowisko ludzi przy wejściu.
- Co tam się dzieje? -zapytałam Rubi
- Chodź a się dowiesz- odpowiedziała, rozpychając ludzi, gestem ręki przywołała mnie.
Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Cztery. - odczytałam .
- Co to ma w ogóle znaczyć? - pytałam coraz bardziej zdziwiona . Dekret zawierał treść, że nie można tworzyć wszelkich grup i stowarzyszeń bez zgody Umbridge.
- A to co widzisz. A teraz pomyśl o Umbridge i o GD- szeptał mi na ucho Noel.
- Nie . To nie może być prawda.
- Spokojnie Eloise, dekretów pewnie jeszcze przybędzie. - powiedziała Jenny, poklepując mnie po ramieniu.
- Wcale mnie tym nie pocieszyłaś, ale masz rację ich jeszcze przybędzie.
- A co to?  - zapytała  Arachne, podchodząc z Aaronem.
- Dekret , Arachne-stwierdził Aaron opierając głowę na jej ramieniu. Ona poczochrała mu włosy i odeszli tak szybko jak przyszli.
- To było dziwne- odezwał się Harry.
-Mnie tutaj nic nie zdziwi- powiedział Simon odchodząc razem Jenny w kierunku Wielkiej Sali.
- Chodźmy do Wielkiej Sali, później o tym pomyślimy-odezwała się Hermiona, otwierając drzwi.
Wielka Sala, posiłki, lekcje i prace domowe- tak mijały tygodnie. Umbridge na lekcjach i te jej rozmowy.
Urodziny taty były 6 października, wysłaliśmy mu sowią pocztą książkę kucharską, aby w końcu nauczył się gotować, nie to, że nie umie, ale jego potrawy są ..niesmaczne.
   Przyszedł tak długo wyczekiwany dzień , spotkanie Gwardii. Szłyśmy z Susan i Hanną do pokoju wspólnego, lecz zatrzymał nas Seamus i poinformował o spotkaniu i o miejscu w którym ono się odbywa . Oczywiście Hanna i Seamus się całowali co było trochę zbyt ochydne dla mnie. Susan nie zwracała na mnie uwagi i pobiegła szybko zostawiając mnie w tyle. Po 10 minutach, gdy byłam już na siódmym piętrze, spotkałam Jenny, Rubi i Noela.  
- Co to za dziwna mina Eloise? Powinnaś się cieszyć, jest taki piękny wieczór.- odezwał się Noel
- Żaden wieczór i dzień  nie jest piękny odkąd jest tu Umbridge . Widziałam coś czego wolałabym uniknąć .
- A co takiego widziałaś? - zapytała Jenny.
- Całujących się Seamus i Hannę. Ach ta miłość. - westchnęłam
- Normalne jest to, że się całują skoro są parą. Wiele jest par w Hogwarcie, o których nie wiecie . - powiedział Noel.
- Na przykład? Konkrety-odezwała się Rubi.
- Przykładem pary o której nie wiecie jestem ja i Mia. Noel i Mia, brunet o brązowych oczach i dziewczyna podobna do lalki Barbie . Współczuję mu, Mia chodziła z prawie każdym chłopakiem w Hogwarcie.
- Serio Noel, czemu nam nie powiedziałeś? - Jenny zrobiła udawaną smutną minę.
- Tak jakoś wyszło. - zrobił zmieszaną minę.
- Musimy się zaszczepić przeciwko miłości. - powiedziałam z rozbawioną miną.
- Miłość to choroba - Rubi pokręciła  głową.
- To kiedy idziemy do pani Pomfrey?- zapytała Jenny.
Doszliśmy na spotkanie,  Arachne z Aaronem już byli,  Simon, Dylan i Veronica i cała reszta.
- Cześć wszystkim, cieszę, że jest nas tak dużo. Możemy zabierzemy się do ćwiczeń? Na początku będziemy ćwiczyć zaklęcie rozbrajające Expeliarmus. No to dobieramy się w pary i ćwiczymy- powiedział Harry. Więc zrobiliśmy jak nam kazał. Hanna ćwiczyła z Seamusem, Susan z Ernie, Luna z Nevillem, Justyn z Lavender, Rubi z Jenny, Arachne z Aaronem. Reszta już się podzieliła zostaliśmy tylko ja, Simon i Noel.
- Simon, chodź poćwiczymy .
- Ok- uśmiechnął się delikatnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Expeliarmus- rzucił zaklęcie w moją stronę,  zrobiłam unik.
- Expeliarmus. - wysłałam w jego stronę zaklęcie, gdy on się odwrócił, jego różdżka powędrowała do mnie .
- Ej, to było niespodziewane. Ja się odwróciłem. -powiedział ze zbolałą miną. Odrzuciłam mu różdżkę, rzucając  mu ją
- Pierwsza zasada Eloise brzmi: Zawsze spodziewaj się niespodziewanego. - zaśmiałam się. Rozejrzałam się Arachne rozbroiła Aarona, Dylan Veronice- na jego twarzy gościł półuśmiech . Noel z Harrym walczyli na tym samym poziomie, obaj byli dobrzy w pojedynkowaniu się i w quidditchu. Najciekawsza była walka Rubi i Jenny, rudowłosa posłała zaklęcie w stronę Krukonki, jej różdżka poleciała w stronę rudej, Jenny uśmiechnęła się bezsilnie.  Rubi oddała jej broń, lecz Jenny jej nie złapała, a różdżka wylądowała obok mnie i rzuciłam ją do niej. Podczas gdy rudowłosa gryfonka skakała z radości, Krukonka rzuciła zaklęcie, odbierając Rubi różdżkę. Nie patrząc już na ich walkę,  poczułam na sobie zaklęcie. Odepchnęło mnie i wpadłam na ścianę.
- Eloise, wszystko w porządku? -zapytał przerażony Simon. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
- Jest Ok. Czyli jednak zastosowałeś się do mojej zasady .- powiedziałam, łapiąc się za szczękę.
- Hej Harry! Sprawdzałeś czas? - krzyknęła Hermiona.
- Jest dziesięć po dziewiątej. Zbieramy się. Wszyscy zaczęli już wychodzić.
- Dobra robota Simonie, ale nie musiałeś rzucać we mnie tak mocnym zaklęciem . - powiedziałam
- Ale to nie ja- Simon zrobił zdziwioną minę.
- Czyli jak nie ty  to? - na moich ustach pojawiła  się przerażona mina.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Witam, witam i o zdrowie pytam. Tak to ja :) i nowy rozdział . Chciałabym podziękować za miłe komentarze, za to, że to czytacie i za.. to ,że jesteście.  :)  Zapomniałabym,że dzisiaj ma urodziny jedna z moich przyjaciółek: ,,Wszystkiego najlepszego  Gabi :). 
Komentujesz=Motywujesz
Pozdrawiam :P

środa, 13 kwietnia 2016

Bonus na 1530 wyświetleń- Przeszłość czy teraźniejszość?

Siedział w fotelu i wspominał, wszystkie lata przeszłe. Rozmyślał o jej słowach : 'kiedyś wrócę'. Cofał się do tamtych czasów, gdy nie było jeszcze dzieci. Gdy ludzie, nie walczyli między sobą, ale wszystko się zmieniło . Wspominał Corinne, jej uśmiech i gesty. Czekał na nią już tyle lat. Nigdy nie mówił
swoim dzieciom, że mają ciocię Alice- siostrę Corinne, która miała syna Jacoba i męża Jaspera. Z tego co wiedział, mieszkali w Japonii. Sam się zastanawiał, dlaczego im  nie powiedział. Jacob był w wieku Eloise.
   Wstał, ubrał się w kurtkę i wyszedł, zamykając drzwi. Postanowił odwiedzić rodziców, chociaż był u nich tydzień temu. Po godzinie jazdy dotarł, patrzył na dom w którym się wychował i spędził dzieciństwo. Dom pokryty słoneczną barwą żółtego z czarnym dachem, był chyba najprzyjaźniejszym domem w tej dzielnicy, zabierał tu Eloise nie raz. Podszedł i zadzwonił do drzwi, a w nich stała Olivia- jego wiecznie uśmiechnięta mama, chociaż zmarszczki były na jej twarzy, ona wciąż wyglądała pięknie, dawne pokryte brązem włosy przysłaniała śnieżna biel,  w jej błękitnych oczach czaiła się radość.
- Witaj synku! - kobieta wyściskała swojego syna i wpuściła go do środka . Po chwili z salonu wyszedł Bradley- jego ojciec, również pokryty zmarszczkami i włosy tak samo były  pokryte bielą, dawniej przystojny blondyn o zielonych oczach, teraz staruszek. Gestem zaprosił go do salonu, usiedli na pomarańczowej kanapie w beżowym pokoju.
- Ona wróciła- oświadczył Charlie.
-  Dobrze, wiesz co teraz będzie, chciała odbudować relację z wami. Musisz jej na to pozwolić. - stwierdziła Olivia.
- Wysłała listy do dzieci i do mnie również. Chce się ze mną spotkać.
-Powinieneś dać jej szansę to wytłumaczyć, oczywiście nie usprawiedliwiam jej. Dzieci muszą mieć też matkę. - powiedział Bradley
- Dziękuję wam za wasze rady. - uśmiechnął się przyjaźnie.  Będę już leciał. Pa mamo . Pa tato- uściskał dwójkę rodziców. Wyszedł i wsiadł do swojego samochodu, odpalił silnik i ruszył do kawiarnii Coffee Time. Kawiarnia znajdowała pomiędzy kwiaciarnią a sklepem. Po drodze kupił purpurowe róże. Był na miejscu przed czasem, gdy wchodził zabrzęczał dzwonek przy drzwiach, ludzie się na niego spojrzeli i zaraz się odwrócili, uznając, że nie jest kimś wartym uwagi. Wypatrzył stolik w rogu kawiarenki, po chwili usiadł i spojrzał na zegarek- była za dziesięć trzecia , umówili się na trzecią , podeszła do niego kelnerka, zamówił dwa cappuccino. Delektował się smakiem kawy, gdy do kawiarni weszła ona, czarne włosy były potargane, a jej szare oczy patrzyły się tylko na niego.
- Witaj Charlie. - uśmiechnęła się i usiadła naprzeciw niego.
-Witaj Corinne . Dawno się nie widzieliśmy.
- Dziękuję za kawę. Masz rację dawno, musimy sobie wszystko wyjaśnić.
- Gdzie byłaś przez tyle czasu? Co się z tobą działo? Czemu nas zostawiłaś? - pytał.
- Charlie, spokojnie już wyjaśniam. Wszystko zaczyna się po naszym ślubie w 1978 roku w listopadzie, gdy byłam w ciąży z Arachne i Simonem. Dostałam list od Bena w  którym prosił mnie o pomoc, niestety mu odmówiłam. Potem wiesz jak było, urodzili się Simon i Arachne . Potem święta, i ciąża z Eloise. Po narodzinach Eloise, dostałam kolejny list od Bena z prosbą o pomoc. Byłam w rozterce, nie wiedziałam kogo wybrać ciebie i dzieci czy przyjaciela. Szantażował mnie, że tobie powie..
- Ale o czym?
- Że Ciebie zdradziłam z mugolem. Charlie, przepraszam, ja byłam wtedy w depresji po porodach.
- To Ciebie, nie tłumaczy Corinne. Kochałem cię, a ty mnie zdradziłaś. Wyjechałaś by  to ukryć, zostawiłaś mnie bez wyjaśnienia. Arachne i Simon oddałaś do swoich rodziców, tęskniłem za nimi,  jedyne co zrobiłaś dobrze w tej sytuacji to, że mi zostawiłaś Eloise. Myślałem, że się poddam, ale postanowiłem, że nasza córka będzie miała wspaniałe dzieciństwo bez matki. - zakończył zdeterminowanym głosem.
- Charlie, co u naszych dzieci? Kiedy się z nimi zobaczę? - zapytała z płaczem.
- Nie wiem, ale sądzę, że nieprędko będziesz musiała, powtórzyć im to co mi powiedziałaś.
- One mi tego nie wybaczą. Co ja mam zrobić Charlie? - patrzyła na niego smutnym wzrokiem.
- Weź choć raz odpowiedzialność za to co zrobiłaś. Jedyne co mi przychodzi na myśl, to, żebyś przyjechała do nas na święta i ich zobaczyła. A i nie zapomnij, napisać do swoich rodziców i siostry, aby spędzili z nami święta. - uśmiechnął się do niej, a ona go odzajemniła.
- Dziękuję Ci Charlie.
Rozmawiali długo, lecz nastał wieczór i musieli się pożegnać. Corinne wróciła do swojego mieszkania, a Charlie do domu.
****************************
Witam, wszystkich :) Co tam u was  słychać? :) Podoba mi się ten bonusik, a wam? Niedługo już kolejny rozdział.
Komentujesz = Motywujesz :P
Ps. Na początku jest zdjęcie Charlie'go , a potem na dole Corinne ;P
Pozdrawiam ;)

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 11 - Krzyki, szepty,nimfy, czyli dzień z życia Ślizgonki

*Dzień po spotkaniu Gwardii *. Wróciliśmy z Aaronem po spotkaniu do lochów. Położyłam się spać, lecz nie dane było mi pospać.  Około godziny piątej, obudził mnie wrzask.
- Co się drzesz dziewczyno? Ludzie chcą pospać.
Inne współlokatatorki spały jak kamień.
- Czy ty wiesz co się stało? - Caroline mówiła rozhisteryzowanym głosem.
- Nie, nie wiem, ale możesz mi to wytłumaczyć. - warknęłam .
- Czy ty wiesz, że tutaj jest pająk?
- Nie wiedziałam . Czy ty w ogóle myślisz? Budzić ludzi o 5 rano? Jakbyś wiedziała. ..
- Wiesz kogo to pająk? - przerwała mi .
- Pomyśl, nic ci się nie stanie.  Chyba ci mózg nie wyparował-odpowiedziałam złośliwie.
- On..ten.. pająk.. Jest twój?
- Brawo 5 punktów dla Slytherinu . Tak jest mój. A i on ma imię ..
- Jakie? Czy pająk może mieć imię? - znów przerwała.
- Ignor. Mój może mieć- wyszłam, szybko się ubierając, nie chcąc z nią rozmawiać i wyszłam z dormitorium trzaskając drzwiami. Gdy wychodziłam z pokoju wspólnego, wpadłam na Aarona. Wiele dziewczyn się za  nim uganiało, może ze względu urody,  może z charakteru . Aaron jest ciemnowłosym blondynem z granatowymi oczami .
- A gdzie się wybierasz o tak wczesnej porze o ..- spojrzał na zegarek- szóstej w niedzielę?
-  Nie ważne-powiedziałam, próbując go ominąć.
- Arachne, powiedz , co się stało?
- Caroline, obudziła mnie o 5 rano i nie dała mi się wyspać. Krzyczała, że w pokoju jest pająk, nie rozumiem jak można się bać pająków?
- Nie wiem niekażdy człowiek lubi pająki, na przykład twoja siostra Eloise ich  nienawidzi. Chodźmy na błonia. - zaproponował
Doszliśmy i usiedliśmy pod wielkim bukiem nad brzegiem jeziora.
- Arachne?
- Tak?
- Yhm.. no nie wiem jak zacząć
- Dajesz Aaron .
- Mam dziewczynę. - powiedział, opierając głowę o kolana.
- A kim ona jest?- zapytałam z ciekawością.
- Powinnaś się domyślić . To ona....
- Czekaj, czy ty mi chcesz właśnie powiedzieć, że twoją dziewczyną jest Caroline?
- Tak jakbyś zgadła- powiedział z zakłopotaniem .
- Gratulacje. To w takim razie jaki jest twój problem?
- Chodzimy ze sobą od tygodnia, ale ona jest strasznie o mnie zazdrosna.
Gdziekolwiek idę gdzieś z jakąś koleżanką, ona mnie śledzi i krzyczy na mnie. Potem ucieka i mówi, że jej nie kocham.
- Nie wiem co ci poradzić przyjacielu, nigdy nie byłam w związku. Więc chodźmy. ...
- Gdzie chcecie iść? - odezwał się głos zza naszych pleców.  No , no Arachne, gdzie ty sobie robisz schadzki?
- Tam gdzie mi się podoba Simonie . A poza tym to przyjacielskie spotkanie.- wyjaśniłam mojemu bratu.
- Przyjacielskie spotkanie o godzinie ósmej?  Dziwne . Lepiej się pośpieszcie, bo się spóźnicie na śniadanie. No to narka- powiedział i odszedł.
- Dziwne,  twój brat wstaje tak wcześnie? A tak w ogóle co on tutaj robił?
- Ty go naprawdę nie znasz . Jak chodziliśmy do szkoły we Francji to się spóźniał, pewnie dlatego, że nimfy śpiewały zawsze o siódmej i on ich nie lubił, ale one go tak. Więc pewnego razu przyszedł o ósmej, spodziewając się, że ich nie będzie, ale one go zaskoczyły, zaśpiewały specjalnie dla niego, lecz  biedny chłopak się zdenerwował i wyszedł.
- To czemu go nie ostrzegłaś przed nimi?  - zapytał blondyn.
- Jest wiele powodów.
- A poprzednie pytania?
- Wstaje  wcześnie, bo poprostu lubi i ma nauczkę, żeby się nie spóźniać. A co on tutaj robił, to nie wiem. Simon chodzi własnymi ścieżkami. Biegliśmy szybko na śniadanie, otworzyliśmy drzwi, o mało kogoś nie uderzając. Usiedliśmy z dala od innych, na uboczu. Miałam sięgnąć po naleśnika, ale niestety rozpoczęła się sowia poczta. Czarna sowa opuściła list na mój talerz i odleciała. Aaron się wyłączył, czyli rozmawiał z Caroline. Zaciekawiona treścią listu, otworzyłam go . A treść brzmiała :
                 Witaj Arachne!
Jak się masz? Jestem dumna, że trafiłaś do Slytherinu. Szkoda, że nie mogę być teraz z wami i powiedzieć wam jaka jestem z was wszystkich dumna. Ale obiecuję wam, że niedługo się razem spotkamy. Gwardia jest świetnym pomysłem
                                            C..
Odwróciłam się Eloise i Simon również czytali listy. Wybiegliśmy z sali.
- Od kogo jest ten list? - zapytałam rodzeństwa
- Chyba listy. My także je dostaliśmy.  - stwierdził Simon
- Czy domyślacie się od kogo one są? - tym razem zapytała Eloise.
- Mam pewne domysły, dwie osoby przychodzą mi na myśl. -odezwałam się po chwili ciszy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, rozdział gotowy i od razu wstawiony. Następny rozdział już z perspektywy Eloise. Ale myślę, że rozdział 13 będzie z kogoś innego perspektywy, pewnie niektórzy się domyślają. :) Komentujesz =Motywujesz Pozdrawiam ;)
Aaron
Theme by Lydia | Land of Grafic