niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 14 - Zemsta przyjaciół

Niedziela , dzień po meczu quidditcha
Obudziłam się, oślepiona blaskiem słońca. Wstał już nowy dzień. Obok mnie po mojej lewej stronie leżał czarnowłosy chłopak.
- Hej Harry! - zawołałam. Jak się czujesz?
- Hej Eloise.  Całkiem dobrze. A ty  jeszcze tutaj? 
-  Zamierzałam niedługo iść. A ty co tutaj robisz?
- Odpoczywam po meczu.
- A nie mogłeś odpoczywać w swoim dormitorium? Nie to, że mam coś do ciebie.
- Spokojnie, rozumiem.-roześmiał się. Odpoczywam tutaj,  ponieważ dostałem w kręgosłup tłuczkiem.
- Niefajnie.
- Niefajnie.-powtórzył
- A od kogo dostałeś?
- Od Crabbe'a.
- Dobra, pogadaliśmy, ale ja muszę się zbierać.
- Dlaczego?
- Cho patrzy.- wskazałam dyskretnie palcem.
- Być może jutro jest spotkanie GD. Postarasz się innym przekazać.
- Dobrze, postaram się , a ty mi tu  zdrowiej. Ale czekaj, jak to spotkanie będzie jutro, przecież ty będziesz w szpitalu.
- Ale być może  jutro rano mnie wypuszczą. Lekko dostałem tym tłuczkiem, ale na początku mnie bolało, ale już przechodzi. Zresztą poczujesz na monecie. - uśmiechnął się.
- Jakiej monecie?
- A no tak zapomniałem. - pacnął się ręką w czoło. Chyba zbyt mocno. Ała!
-  Harry, uważaj na siebie. Bo jeszcze będziesz bardziej poszkodowany.
- Dobrze, dobrze. A wracając do tematu monety, Hermiona ci nie przekazała. No tak,  przecież byłaś w szpitalu. Zgłosisz się do niej?
-  Zgłoszę. A teraz się żegnam, pa . - lekko go uścisnęłam i wyszłam. Przechodząc poczułam na sobie nieprzyjazne spojrzenie Cho.
W drodze do pokoju wspólnego Puchonów, spotkałam Rubi, Noela, Jenny i moje rodzeństwo.
- A co wy wszyscy tacy szczęśliwi? Czy jest coś o czym nie wiem? - zapytałam z uniesioną brwią.
- Tak jest pewne wydarzenie, o którym nie wiesz i to stało się dzisiaj  - powiedziała Rubi.
- No powiedzcie, co zbroiliście.
- Zaatakowaliśmy Zachariasza- powiedział szybko Simon, Arachne mu dała kuksańca w bok- Mieliśmy to inaczej sformułować- szepnęła.
- No było ostro, ale jakoś udało mi się odciągnąć Smoczusia. - dodał Noel.
- Ej, broniłam honoru przyjaciółki. - powiedziała rudowłosa, patrząc na niego ze złością.
- Każdy z nas to robił, ale tylko ty rzuciłaś się na niego z pięściami. - stwierdziła Jenny.
- No dalej, mówcie. - tupałam
niecierpliwie nogą.
- Dnia 3 listopada został zaatakowany Zachariasz Smith, sprawców było pięciu, dwóch chłopaków i trójka dziewczyn. Każdy ze czterech sprawców, potraktował go lekkim zaklęciem, jednak jedna ze sprawczyń, jak już wspominałam z pięściami rzuciła się na biednego chłopaka, musiał ją odciągnąć Noel. Zachariasz żyje, ale ma się niedobrze. - oznajmiła głosem komentatora Arachne.
- Coś czuję, że wygląda fatalnie.  Prawdopodobnie Wasz atak może przeżył, ale  gorzej z nim  po ataku Smoczusia. Muszę się z wami pożegnać. Żółwik. - każdy wyciągnął pięść i przybiliśmy sobie "żółwika". Każdy poszedł w swoją stronę. A ja wreszcie weszłam do pokoju wspólnego. Usiadłam na żółtej, miękkiej kanapie, nie poczułam, że ktoś siedzi obok mnie.
- Cześć Eloise.
- Cześć Zachariaszu. Jak się czujesz?
- Ja powinienem się ciebie o to zapytać.  A więc co u ciebie?. Chłopak miał siniaka pod okiem i rozciętą wargę.
- Nie jest źle. Przyznam szczerze wyglądasz fatalnie. - powiedziałam zdenerwowanym  tonem.
- Zauważyłem. Jakoś przeżyję.  Eloise?
- Tak?
- Chciałem Cię przeprosić.
- Zmusili cię do tego?
- Nie, ale ich lekcja dała mi do myślenia. Ale nigdy więcej nie chcę dostać od Smoczusia.
- Może Rubi jest agresywna, ale jest nadal moją przyjaciółką. Ja też chciałabym Ciebie przeprosić. Głównie to z mojej winy jesteś poszkodowany.
- Skoro oboje przepraszamy siebie, więc jak będzie zgoda? - powiedział, uśmiechając i wyciągając rękę w moją stronę.
- Zgoda. - uścisneliśmy sobie dłonie. Widziałeś Susan i Hannę?
-  Susan pewnie jest w dormitorium, a Hannę widziałem jak szła na spotkanie , pewnie z Seamusem. Do zobaczenia na lunchu. -powiedział z zamyśloną miną i wyszedł.
- Do zobaczenia. - powiedziałam , ale on tego nie usłyszał.
Otworzyłam wieko od beczki, przecisnęłam się przez tunel, a po chwili znajdowałam się przed drzwiami do dormitorium. W środku  na  łóżku siedziała  naburmuszona Susan.
- Co się stało? Czemu jesteś taka zła? - zapytałam , siadając na przeciwnym łóżku.
-Nie jestem zła tylko... mam zły humor. A co do pierwszego pytania, nadal jestem zawstydzona. Po co ja czytałam ten list? - ukryła głowę w kolanach.
- Jaki list?
- Mamy Erniego. On nie wie, że ja wiem.
- Ale skąd ty go masz Susan?
- Mam..go od sowy..znaczy jego sowy ..
- Do rzeczy  Susan .
- Przeczytałam list, który był adresowany do Erniego i ja go przeczytałam, ponieważ sowa się pomyliła. I ..
- I czego się dowiedziałaś?
- Że jego rodzice się rozwodzą.-powiedziała załamanym tonem.
- Su, to  jest tragiczne. Musisz mu  powiedzieć, to co mi .
- A jak się obrazi? A co jak pomyśli, że zrobiłam to specjalnie? - coraz bardziej histeryzowała.
- Przecież znamy Erniego, przyjaźnimy się z nim, więc postarasz się mu wyjaśnić sytuację i przyznasz się do błędu.
- Masz rację. Dzięki Eloise  - powiedziała uspokojona.
- Nie ma sprawy. A teraz chodźmy na lunch. Jedzenie czeka.
Wyszłyśmy z dormitorium i powoli zbliżałyśmy się do  Wielkiej Sali  , Susan próbowała udawać odważną , ale wiem, że w głębi duszy się bała jak zareaguje Ernie. Usiadłam obok Hanny, a Susan obok Erniego.
- To będzie trudna rozmowa dla nich. - stwierdziłam.
- Masz rację- odezwała się Hanna.
***********************************
Hej, przybywam z nowym rozdziałem :). Następny będzie gryfoński, a po nim będzie już z perspektywy Eloise. Liczę, że wam się podoba. :)
Pozdrawiam
PS, Zapomniałam dodać, że blog ma już pół roku. YEY !:)
Queen OF Fog

2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie! Coraz lepiej ci idzie ;)
    Frog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :). Pozdrawiam Queen OF Fog

      Usuń

Theme by Lydia | Land of Grafic